Na jawie i we śnie. Jednocześnie

Na początku swej samodzielnej drogi twórczej Maria Krupska postawiła magiczny sześcian. Tyleż realny co owiany nimbem tajemnicy. Rysunek przedstawiający Puszkę Pandory. Uchodziły z niej jakieś dymy, chmury, opary - substancje gazowe. W tym przedstawieniu symbolicznym Autorka zawarła całą formę i semiozę swej dalszej twórczości rysunkowej i malarskiej. Zapowiedziała zestawianie rzeczy konkretnych z ulotnymi, ciał stałych z cieczami i substancjami gazowymi. Zjawiska realne ze zjawiskami wyjętymi ze swych snów, marzeń, niepokojów...

Sześcianem Pandory uruchomiła "czarną skrzynkę" swojego, rzutkiego rysunku. Szybko została zauważona. Zdobywała nagrody, wyróżnienia, uznanie środowiska. Weszła do czołówki artystów toruńskiego rysunku. Stała się rozpoznawalna w konkursach. Już w drugiej połowie lat 70. zderzała sztywną geometryzację kształtów przedmiotów trwałych z miękkością i organicznością rysowania procesów efemerycznych.

Wystawa twórczości Marii Krupskiej, otwierana w listopadzie 2004 roku, w toruńskiej Galerii Sztuki Wozownia, być może przypomni wykładniowe i prorocze dzieło rysunkowe z początku drogi. Albowiem jej zawartość, planowaną do ekspozycji, można analizować posługując się ideowo-artystycznymi wytycznymi owej magicznej Puszki. Poznawanie świata w plastycznej aktywności artystycznej jest bliskie postawom racjonalnym. Osobowość Marii Krupskiej cechuje duża doza racjonalizmu. Autorka jest fascynatką naukowej wiedzy o świecie. Legitymuje się stałym czytelnictwem czasopism i publikacji naukowych. Często, w rozmowach prywatnych, zwierza się z lektury nowych danych naukowych, którymi żyje i które przekłada na plastyczne przedstawienia fragmentów odkrywanego świata. Jak w cyklu sześciu rysunków pt. "Pole morfogenetyczne". Zwłaszcza, w pracach: IV, V i VI tego cyklu. Przedstawiają one półabstrakcyjne twory materii. Twory meduzowate i muszlowate, dopasowane i koegzystujące w trakcie spowolnionego procesu odklejania się części miękkiej tkanki natury od części skamieniałej. Jak w procesie graficznym - zdejmowania odbitki z matrycy, po wydruku. Inna praca cyklu, rysunek I., powściągliwie zarysowuje duchową stronę wyłaniania się konkretu z tajemniczego niebytu. Z pyłowych, gazowych, czarnych dziur kosmicznych nadchodzi życiowe tchnienie, kształtujące kręgosłup usztywnienia materii w ciało stałe. Najbardziej znakowo i symbolicznie morfogenezę wyraża w tym cyklu rysunek nr II, a najbardziej nieokreślenie - praca nr III, którą można traktować jako ilustrację tajemnicy i niewiedzy, wtórującej odkrywaniu świata. Tej nieodstępnej towarzyszki ludzkiego poznania, której obrazowania nie pomija krytyczny umysł i zmysł plastyczny Marii Krupskiej. W sześciu rysunkach "Pola morfogenetycznego" Autorka zestawia miękkie plamy czarnych otchłani z pacierzami i siatkowymi strukturami kształtującej się materii. Światło przepalające te rysunki, światło nietkniętej bieli kartki, wydobywa fragmenty świata z ciemności kosmicznej nocy. Wyświetla tajnie otchłani i zawiązki morfogenezy. Pod względem formalnym, poszczególne prace cyklu nawet znacznie różnią się między sobą. Nie reprezentują pustego, estetycznego wariantowania motywu. Krupska nie dba o tak zwaną znakowość swojej sztuki, do dziś rytualnie celebrowaną w akademickiej świadomości artystycznej. Skupia się raczej na jakimś drobnym podproblemie naukowego poznania i uplastycznia swoje wyobrażenia domniemanej ikonosfery w obrazach rysunkowych i malarskich. Jest bardziej wierna plastycznie "rozgryzanemu" problemowi niż potrzebie zachowania estetycznej miarki znaku indywidualnego. Miarki, propagowanej np. w merkantylnym środowisku francuskiego informelu i bezwiednie uprawianej u nas, w postawie akademickiej.

Postawę poznawczą Marii Krupskiej w uprawianej sztuce cechuje też wrażliwość na ziemski bieg zdarzeń, na konsekwencje odkryć naukowych, na bezradność człowieka w obliczu kataklizmów i zagrożeń. Pomimo całej wiedzy, a w konsekwencji całej reszty... niewiedzy i braku wyobraśni. Braku też dobrej woli, braku woli koegzystencji kulturowej, braku poszanowania człowieka, odmawiania mu prawa do istnienia, równości i sprawiedliwości między ludśmi. Całego zła, biorącego się z ciemnoty, zacofania, nietolerancji, rywalizacji kulturowej i ekonomicznej, walki politycznej - jak najdalszej od ideii pokoju. Walki prowadzącej do wojen i terroryzmu.

Te negatywne, dramatyczne i tragiczne zjawiska współczesności niepokoją Autorkę i znajdują swoje odbicie w rysunkach z cyklu Ginące miasta oraz Zły sen. Artystka nie tworzy ilustracji tych zjawisk. W Ginących miastach posługuje się abstrakcją metaforyczną. Przedmiotowe rekwizyty, użyte w większości rysunków, pozwalają kojarzyć poszczególne przedstawienia z katastrofą wieżowców. Ich kątownikowe narożniki i kształtki aluminiowych i stalowych fasad, rozbite i rozrzucone, grzbietami swej geometrii wyłaniają się spod zwałów białego, gazowego pyłu jak w nowojorskiej tragedii WTC. Jedno z najbardziej realistycznych przedstawień Ginących miast - rysunek nr IV - ukazuje walący się wieżowiec jakby podczas trzęsienia ziemi. Rysunek nr VIII zaś, przedstawia tragedię miasta - tamy, zerwanej przez nawałnicę żywiołu. Miasta opłakującego swą, startą z powierzchni ziemi i zmytą infrastrukturę. Miasta obmywanego łagodnym nurtem uspokojonego, wyciszonego już żywiołu, z pomarszczoną powierzchnią nowego rozlewiska. W rysunku tym Autorka wykazuje się precyzyjną wyobraśnią oraz zdolnością ukazania dramatycznego nastroju ciszy zaległej nad światem po tragicznej katastrofie. Czuje się w nim niepokojący przepływ martwego czasu. Niepojętą grozę zwycięskiego żywiołu. Większość Ginących miast powstała w rysunku Marii Krupskiej pod koniec XX wieku. Przed tragedią 11.09.2001 r. Można je traktować jako przeżywanie kataklizmów tamtego czasu, nie zaś w kategorii przeczucia czy proroctwa następnej tragedii. Rysunki z cyklu Zły sen prezentowane były w konkursie związkowym Dzieła Roku 2001, w marcu 2002 roku, w górnej sali Wozowni. Gratulowałem Marii Jej wrażliwości i artystycznego zaangażowania w odreagowanie nowojorskiej i światowej bezprzykładnej tragedii ludzkości, uwikłanej w konflikt z terroryzmem. Dziękowałem Jej, gdy jury milczało, obciążone dziesięcioleciami środowiskowej niechęci do sztuki zaangażowanej. Cztery obrazy ukazujące tragedię ludzi odczepiających się od wieżowców WTC i spadających w przepaść śmierci, to dzieła wyjątkowo przejmujące. I wyjątkowe w całej twórczości Marii Krupskiej. Twórczości, skoncentrowanej raczej na półabstraktywnym obrazowaniu i nie podejmującej przedstawień figuratywnych. Tak jak w innych pojedynczych rysunkach, np. Maja, Mroczny Ikar, albo dyptykach o tytułach: Ab ovo, Niepokój, Sen, Nokturn czy Oddanie. Rysunki Oddania z motywem krzyża, sygnalnie zaznaczają właściwości twórcze Autorki związane z poczuciem sacrum. Poczucie to reprezentowały prace uczestniczące w wystawach Poczucia sacrum w Toruniu i Pelplinie, w 1999 roku, zorganizowanych na okazję wizyty Jana Pawła II.

Malarstwo Marii Krupskiej jest metamorficzne. Podejmowane motywy zawierają w sobie zarówno wiele realności jak i przetworzenia znanego nam świata. świat realny wyrażają np. pejzażowe Nokturny. Przywołują one obrazy wyrobisk piasku i żwiru. Rozległych plaż z horyzontem żyznej ziemi / Nokturn II / lub rozległych wód przyprószonych mgłą. Z odległym pobrzeżem na horyzoncie, przesłaniającym zachód słońca pod ołowianym niebem / Nokturn /. Przetworzenie motywów polega na ich odrealnieniu. Tytułowe nokturny na przykład są jasne, na progu nadchodzącego zmierzchu. Zmierzch zaś, jest daleki od podjęcia nocy, jak w tytułowym obrazie Zmierzch. Jest zaledwie plastycznym przeczuciem tego stanu światła w naturze. Przeczuciem dramatycznym, wyłaniającym się z rozpadliny śnieżnej pustyni, pustyni z urwiskiem jej pobocza, pod śnieżno - piaskową zawieruchą. Pejzaże Krupskiej są na granicy jawy i snu. Tytułowe Sny natomiast - bardzo realne. Jak np. Sen IV. Sen rozgrzanej, ciepłej, jakby morskiej pustyni emitującej nieczystą tęczę i gazy z wnętrza Ziemi, z podmorskiego wulkanu. Jak Sen III, który konkretyzuje gazy uchodzące z Ziemi w niebiański rydwan czystych i brudnych... wątplików, czyli reprezentantów naszych domysłów i wątpliwości, co do ich realnego przedmiotu odniesienia. Podobny w kompozycji Sen II, nie zawiera w sobie nastroju pośpiesznej ucieczki do nieba. Kojarzy się bardziej cieleśnie niż duchowo. Jest nasycony płomienną gorączką. Może kojarzyć się bardzo emocjonująco. Dla mężczyzny - wręcz namiętnie - z wylewnym i skondensowanym urokiem kobiecego ciała. Sen I, na końcu tego przeglądu "Snów", może być traktowany jako obraz programowy somnambulicznego realizmu Marii Krupskiej. Jest obrazem konkretnego świata nad przepaścią. świata po katastrofie, po trzęsieniu ziemi, które przeszło dopiero co. Po tragedii, w jasny - pełen zieleni i złotej poświaty - dzień nadziei.

Motywy obrazu Sen II w pewnym stopniu dopełnia obraz pod tytułem Pragnienie. Krupska fantastycznie maluje ten stan pożądania. Daje nam rzut oka na rozległą, pejzażową cielesność kobiecego ciała. Ciała doświadczonego i w oparach doświadczania. Ciała żywego, pełnego rozstępów, leniwie i sennie rozedrganego pod pyłem i mgłami wyrafinowanych pudrów i słodkich zapachów. Jakież to wyzwanie dla widza!

Malarstwo metamorficzne dobrze służy wyrażaniu pogranicznych stanów duszy. Między jawą i snem. Jak w przebudzeniu o świcie, przedstawiającym poranną rześkość Autorki, budzonej gorącym pocałunkiem zakochanego Zefira. Rozpędzającego niebiańskie mgły horyzontu i wzdymającego spłoszone bryzy morskiego padołu. Mieszanie wizerunku żywiołów w odniesieniu do naszych stałości spostrzeżeniowych daje efekt lekko surrealny. Nie surrealistyczny, gdyż Malarka posługuje się przetarciem plamy barwnej, zamazaniem, rozmywaniem granic plam, osłabianiem ostrości rysunku. "Malarskość" malowania tworzy obraz niewyraźnych rzeczy i zjawisk. O konturach zatartych i barwach pobladłych, niepewnych - jak ze snów.

W odpowiedzi na pytanie o kolorystykę tego malarstwa "na jawie i we śnie", trzeba by zauważyć dominację błękitu pruskiego, rozjaśnionego błękitem nieba.W odpowiedzi na pytanie o funkcję i jakość światła, trzeba je wskazać jako bardzo istotny czynnik kształtowania przedstawień "na pograniczu". W wymienianych obrazach światło przedziera się przez gazowe stany materii - pary wodnej, mgły. Trochę jak w "Impresji" Moneta. Rozświetla chmury i pyły. Nie bije wprost, po oczach. Autorka prowadzi złożoną, malarską grę ze światłem. W obrazie pt. światło ukazuje to medium malarskiej kreacji w symultanie trzech, czterech jego wizerunków, jednocześnie. światło światła ma postać rozedrganego, płynnego krzyża greckiego, spowitego w tło czterech, pięciu różnych, barwnie złożonych, poziomych warstw nieba i ziemi.Delikatnie i punktowo przebija się żółtawą plamką u dołu obrazu, w partii różowej ochry. ¯ółtawą bielą na lekkim zaróżowieniu w najjaśniejszej, środkowej partii tła nieśmiało mieni się, zatraca. By ostrzej przebić się i zaistnieć w dwóch, górnych warstwach obrazu w postaci blado cytrynowego, kulistego pioruna czy gnomu, biegnącego w poziomie, między warstwami tła, i w pionie - rozcinającego szarości i ponure zielenie.

Metamorficzna przewrotność malarstwa Marii Krupskiej syntetycznie wyraziła się w obrazie pt. Nicość. Na przekór tytułowi wiele się w nim dzieje. Jak w kotle wulkanu. Obraz nie przedstawia jednej sytuacji. Jest ich kilka - trzy, czy cztery w poziomych i poziomo - ukośnych polach. Wizualnie narzucająca się, skalista obręcz studni, tworząca otwartą na niebo, kopułę wulkanu, przeistacza tradycyjny poziom horyzontu w nieregularny półłuk krateru. Rozgrzane światłem lawy, żelaziste ściany krateru kontrastowo zderzają się z jasnym, niewinnym, statycznym błękitem nieba. Wulkaniczne opary, zajmujące dolną połowę obrazu, czyste z prawej strony i brudne z lewej, "gryzą" się i wytwarzają po środku biały dym pary wodnej. Wąskie rozstępy w parze i w oparach stanowią wizjery na rdzawe ściany wulkanicznej studni.

Twórczość rysunkowa i malarska Marii Krupskiej pokazuje złożoność świata realnego przedmiotów i zjawisk nas otaczających. Pokazuje też jego abstrakcyjne oraz odrealnione oglądy w naszych snach. Prezentuje te światy w sposób precyzyjny i wyrazisty jak i zatarty, miękki, lekko zdeformowany - na użytek ich realności jak i odrealnienia. Wnosi interesujące treści do naszego poznawania świata pod warunkiem wnikliwego, analitycznego oglądu jej dzieł. Twórczość ta nie jest pozbawiona wartości estetycznych. Wyrafinowane, precyzyjne wykonawstwo rysunków oraz ryzykanckie traktowanie trudnej barwy, na krawędzi jej dświęku i ciszy, wywołuje zachwyt i podziw. Rysunkowe, a także malarskie wizje Autorki, wzbogacają nasze indywidualne muzea wyobraźni.

Dlatego cenimy tę twórczość, cieszymy się nią i... korzystamy.

Wiesław Smużny

Toruń, dn.10.10.2004 r.